Monthly Archives:
Kilkim Zaibu festiwal 2019
Kilkim Zaibu festiwal 2019
Kilkim Zaibu festiwal w którego 20 edycji miałem nader przyjemną okazję uczestniczyć jest jednym z największych wydarzeń na tak europejsko – rodzimowierczej jak i metalowej mapie wydarzeń w Europie Wschodniej. Odbywa się on od wielu lat w miejscowości Woronie, dawnej stolicy Żmudzi na Litwie. Miejscowość posiada chlubną pogańską tradycję gdyż znajdowała się tu niegdyś największa na Żmudzi pogańska świątynia, zniszczona dopiero w 1413 roku wspólnie przez Jagiełę i Witolda (na Litwie dawna wiara przetrwała w żywej, ludowej formie do czasów przynajmniej początku XVIII wieku). Samo miejsce festiwalu jest iście malownicze, położone nad pokaźnym jeziorem, w lesie, na terenie parku regionalnego, parę kilometrów od najbliższej cywilizacji.
Festiwal odbywa się od swej pierwszej edycji w okolicach Nocy Kupały, zwanej na Litwie identycznie z naszymi nazwami jako Kupolė lub Nocą Świętojańską. Sama nazwa imprezy – Kilkim Zaibu oznacza Kobierec Burz. To jednak dopiero preludium do rodzimowierczych elementów festiwalu gdyż dobór większości kapel podyktowany jest wykonywaniem przez nich muzyki powiązanej z ludowością, dawną wiarą czy historią. Wśród zespołów na tegorocznej edycji jak co roku dominowały pagan / folk metalowe takie jak zawsze potężne i godne szacunku estoński Metsatoll, łotewski Skyforger, czy bardziej komercyjne i gwiazdorskie irlandzkie Primodal czy birbantowe fińskie Korpiklaani oraz The Hu z Mongolii, robiące olbrzymią karierę na skalę świata, nie schodząc jednak z dość przyzwoitego a z całą pewnością orginalnego grania. Pojawił się także polski Merkfolk z którymi po koncercie zbiłem piątki. Obecne są także kapele nie grające metalu z folkiem w nazwie ale odwołujące się w niektórych tekstach czy budowanym klimacie do dawnych Bogów, tu można wymienić można między innymi legendy black metalu: Greków z Rotting Christ, Szwedzi z Wormwood (nie aż taka legenda ale przyzwoity zespół), Norwegów od Ghaala – Ghaals Wyrd (gitarzysta był tak pijany, że cudem nie spadł ze sceny powtarzając słynny popis pewnej grupy ze Steelfestu), Hellhammer – Triumph of Death, przywróconą do życia szwajcrską hordę pod wodzą Tom Worriora – Uuu!, polski stooner – Belzebong – ze swoimi druidycznymi ciągotkami. Wśród metalowych bandów nie mających dużo wspólnego z klimatem „pagan” trzeba wymienić niezły występ Australijczyków z Destroyer 666 czy dość odkrywczy dla mnie polski post metal – Rosk. Na festiwalu grały też zespoły folkowe – Rosjanie z Otava Yo, tradycyjnie folkowe, takie jak szwedzki Forndom czy litewskie Ugniavijas i Veliu Namai, którego to koncert zrobił na mnie największe wrażenie. Ponieważ nie sposób opisać a nawet wymienić każdego z kilkudziesięciu zespołów skupię się pokrótce na wyżej wspomnianych Litwinach. Veliu Namai zagrało w 3 osobowym składzie pierwszego dnia festiwalu o godzinie 1 w nocy. Pora nocy, wyczerpanie podróżą (pozdrawiam polsko-białoruską ekipę z Mińska z którą jechaliśmy z dziewczyną na koncert), wyśmienite lokalne piwo które lało się na festiwalu strumieniami oraz sam niesamowity klimat miejsca w połączeniu z dźwiękami pogańskiego ambientu, oraz prawdziwym rytuałem który odbywał się na scenie sprawią, że będzie to koncert zapamiętany na długo. Niech za krótki opis służy 3 muzyków: szaman z bębnem, multi-instrumentalista stojący przy ołtarzu na którym płonęły świece i kadzidła oraz kapłan-żerca z kosturem przystrojonym młodymi liśćmi dębu oraz paproci, sypiący publikę ziarnem oraz lejący miód w ogień. Żeby tego było mało po koncercie Veliu Namai rozpoczęły się tańce ludowe, tak jak polka, jak i bardziej hermetyczne tańce litewskie sfinalizowane wielkim tańcem w kołach w którym brało udział 100-200 osób, a to wszystko nad brzegiem świętego pogańskiego jeziora, w blasku wschodzącej jutrzenki oraz przy muzyce granej przez młody, damsko-męski duet na skrzypcach i akordeonie. Oczywiście nie mogło zabraknąć nas wśród tańczących.
Wśród innych atrakcji festiwalu trzeba wymienić dostęp wyłącznie do rzemieślniczego piwa z browaru z logiem z wczesnośredniowiecznej broszy z symbolem solarnym, o bogatej ofercie piw za przyzwoite pieniądze. Poza licznymi kramami z koszulkami czy płytami można było także zaopatrzyć się w rogi do picia, biżuterię wczesnośredniowieczną, miecze, garnki, krajki, stroje z epoki, kadzidła, i inne wartościowe rękodzieło. Przerwy między koncertami wypełniały walki wojów oraz warsztaty związane związane z wczesnym średniowieczem. Nad jeziorem istniała możliwość wypożyczenia rowerów wodnych, z której zresztą skorzystaliśmy.
Każdej nocy festiwalu, na cześć Słońca płonęły wielkie ogniska, które trzeciego, ostatniego dnia osiągnęły moment kuluminacyjny poprzez podpalenie wielkiego stosu, instalacji z drewna i słomy w której zaklęte były symbole Słońca i Burzy. Obie sceny festiwalu nawiązywały też nazwami do imion głównych Litewskich Bogów. Widać też, że za naszą wschodnią granicą sąsiedzi nie mają problemu z polityczną poprawnością gdyż na każdym rogu widziało się swastyki i inne symbole solarne wykorzystywane z pełnym rodzimmym zrozumieniem i rozwagą.
Publika festiwalu także nie zawiodła, porządek który został po blisko 3 tysiącach ludzi nie mógł równać się z ulicą Długą w moim rodzimym Gdańsku o poranku w niedzielę. Las na terenie którego mieścił się camping był dosłownie bez śladu pomieszkiwania tam kogokolwiek.
Festiwal miał wyraźnie hermetyczny charakter,polecam go każdemu zainteresowanemu bez zająknięcia, myślę, że ciężko o drugie tak ciekawe i doborowe wydarzenie, łączące festiwal metalowy z obrzędem Kupalnocki.
W trakcie wyjazdu odwiedziliśmy też Kowno, w tym słynny Dom Perkuna – dawny dom handlowy gdańskich kupców, w którym po latach przebywał Adam Mickiewicz.
Dwa zdjęcia festiwalu ze strony organizatora, nam pierwszego dnia padły telefony. 😉
Mścisław Pomorski