3-5.08.2018 XXIV Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie

W tym roku postanowiliśmy wybrać się na słynny Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie. Podróż   koleją z trójmiasta zajęła parę godzin dłużej niż przewidywaliśmy albowiem wskutek ponad pięćdziesięciominutowego opóźnienia uciekł nam pociąg ze Szczecina Dąbie (mieliśmy 10 minut na przesiadkę). Pojechaliśmy następnym ponad dwie godziny później. Uliczki Wolina przemierzaliśmy już w całkowitych ciemnościach napotykając pierwszych Wikingów i Słowian oraz i dorodne kobiety. Po dotarciu na pole namiotowe w Recławiu nie pozostało nic innego jak rozbić się i pójść spać. Ostatecznie nazajutrz zaczynała się cała impreza. Recław to mała wioska położona na przeciwko Wolina, oddzielona rzeką Dziwną. By dostać się do centrum Wolina wystarczy jedynie przejść przez most zaś do skansenu jest zaledwie pięć minut marszu. Pole namiotowe na które trafiliśmy znajdowało się na terenie gospodarstwa i  posiadło również z WC, prysznic i umywalkę. Nie było to zatem legendarne Wolin Camp ale nadrabiało położeniem i wygodą. Już od rana pierwszego dnia festiwalu zewsząd pojawiły się tłumy turystów i odtwórców ciągnące na skansen. Wśród nich i my zakupiwszy bilet wstępu (17 złotych za każdy dzień festiwalu) , przekroczyliśmy bramę tego obiektu. Od razu zostaliśmy otoczeni licznymi kramami sprzedającymi wszystko od książek i naszyjników po tradycyjne przysmaki. Zewsząd rozbrzmiewała dawna muzyka a także gwar rozmów bynajmniej nie tylko po polsku. Według organizatorów w tej edycji festiwalu brało udział dwa tysiące odtwórców  z trzydziestu krajów co wydaje się być jak najbardziej w zgodzie z prawdą. Przebijając się przez tłumy ludzi dotarliśmy na przystań by następnie przepłynąć  zrekonstruowaną łodzią wikingów. Chociaż rejs nie trwał zbyt długo była to nie lada atrakcja. Według jednego z członków załogi budowa łodzi trwała trzy miesiąca i brało w niej udział czasem około dwudziestu ludzi. Pogratulować samozaparcia i cierpliwości. Obserwując rekonstrukcje licznych obrzędów w końcu dotarliśmy do placu na którym miała rozegrać się bitwa-czyli jedna z największych atrakcji całego festiwalu. Bitwa składająca się z trzech części faktycznie była niesamowitym widowiskiem. Wśród walczących ze sobą Słowian i Wikingów jak w ukropie pracowali zaopatrzeni w długie drewniane kije sędziowie. Ich zadaniem  było wskazywanie tych którzy ze względu na przyjęte  ciosy powinni paść martwi. Wszytko w tumanach kurzu, palącym słońcu i z  dobiegającymi z tyłu pola bitwy bębnami. Później tego samego dnia miały też miejsce pojedynki indywidualne, gdzie można było podziwiać kunszt poszczególnych walczących. Po tym widowisku duża część oglądających jak i uczestników  udała się do ogródka piwnego. Jak zawsze przy tego typu okazjach można porozmawiać z wieloma różnymi ludźmi np. z grupą francuzów, którzy byli zachwyceni naszym krajem. I nie tylko o sam festiwal tu chodziło ale o brak ubogacaczy kulturowych i tym podobne sprawy. Późnym wieczorem duża część zarówno oglądających jak i odtwórców przeniosła się do samego Wolina gdzie przy zbudowanej scenie trwał festyn i koncerty. Wielu po raz pierwszy przekonało się o tym, że naprawdę istnieje człowiek radio czy też dyskoteka który kilkukrotnie przemierzał główny plac miasta jak i most   Wolin-Recław. Następny dzień upłynął w jeszcze w większym ścisku. Tłumy turystów od samego rana zaczęły zalewać Wolin i skansen, pojawili się pierwsi woodstokowicze. Tu i ówdzie wśród  wałów zaczął dochodzić charakterystyczny zapach trawy. W czasie rekonstrukcji rytuału Krwawego Orła, jakiś jegomość zwrócił się do jednego z odtwórców w te słowa: Ej Ty w białym, możesz się przesunąć bo chce zrobić zdjęcie? Widać nie zauważył, iż jest on w szatach rytualnych. Tłum ,upał, dużo ludzi zachowujących się jakby trafili tutaj całkiem przypadkowo. By odpocząć od tego wszystkiego wybraliśmy się do muzeum regionalnego w  Wolinie, które mimo swojej kameralności, bardzo dobrze oddaje istotę tego miejsca. Wśród eksponatów znajduje się między innym mała figurka Świętowita odkryta nieopodal. Możemy tam prześledzić całą historie tego miejsca od czasów pierwszego osadnictwa przez czasy świetności aż do dwudziestego  wieku. Za muzeum znajdują się pozostałości starych murów oraz wzgórze godowe. Wieczorem wraz z resztą kolegów z Niklota oraz grupą ludzi którym bliska jest Idea Zadrużna i  nasze słowiańskie dziedzictwo zapaliliśmy znicze przed pomnikiem Świętowita, by w ten sposób oddać cześć naszym przodkom. Stoi on w miejscu gdzie odkryto figurkę przedstawiającą tego boga. Pośród bloków rozgrzmiało : Sława przodkom! Sława Polsce ! Trzeci ostatni dzień to przede wszystkim ostateczna bitwa między najeźdźcami a obrońcami Wolina. Jak to wyjaśniał pewien z zagadanych wojów wtedy ,,każdy idzie na całość, bo to i tak ostatni dzień wiec nikt nie zwraca uwagi na kontuzje.” I faktycznie była to chyba najostrzejsza bitwa w dodatku w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych gdyż nareszcie było trochę chłodniej. Co najmniej trzy razy do karetki doprowadzano rannych wojów: raz był to obficie krwawiący łuk brwiowy innym razem rozbity krwawiący nos. Ostatecznie bitwę zwyciężyli obrońcy Wolina. Sława im! Wieczorem w miasteczku  zaroiło się znowu od pierwszych wyjeżdzających i maszerujących z tarczami i plecakami na dworzec. Po zamknięciu skansenu przez miasto udaliśmy się spacerem na słynny kemping na plaży. Niewątpliwie bardzo klimatyczne miejsce, położone przy plaży otoczone lasem niedaleko Góry Wisielców. Teraz opustoszałe nie  wskazywało na szaleństwa poprzednich nocy, które tam się odbywały. Następnego dnia po śniadaniu, spakowaniu się i pożegnaniu z właścicielem pola namiotowego również i my ruszyliśmy na peron by wsiąść do zatłoczonego pociągu. Podsumowując festiwal  Słowian i Wikingów jest ważnym wydarzeniem na mapie wakacyjnych wydarzeń, pozwala na parę dni zanurzyć się w przedchrześcijańskiej  kulturze naszych przodków. Daje też możliwość spotkania autorów wielu tematycznych publikacji oraz w ogóle poznania wielu ciekawych ludzi. Dla Wolina zaś  jest to niesamowity zastrzyk pieniędzy, o czym świadczą chociażby opustoszałe półki w sklepach na ostatni dzień. Miasto jest już na dobre zrośnięte z festiwalem co widać po nazwach lokali, sklepów itd. Natomiast trzeba pamiętać, że jest to aż i jednocześnie tylko festiwal. Przyciąga tłumy najróżniejszych ludzi w tym wielu przypadkowych, którzy szukają po prostu atrakcji bez jakiejkolwiek głębszej refleksji. Tak czy owak zawsze warto pojechać  i zobaczyć.